Witaj na pradawnym forum , które w czasach starożytnych tętniło życiem. Dzisiaj inna epoka, fora internetowe nie mają już takiej popularności, ale mimo to zajrzyj do nas , napisz posta lub na chacie od czasu do czasu. Zagraj w mugena z postaciami ze swojego ulubionego anime. Niech pojawi się nuta nostalgii. Stary Leśniczy wciąż tutaj mieszka :)
-Christofer, Vincent, wycofać się do nas !
Osłaniam towarzyszy ostrzałem w okna.
-Muszę opatrzyć rękę Vincenta...
-Mogą nas otoczyć, rozglądajcie się dookoła, sprawdzcie czy nikt nie idzie...
Ostatnio edytowany przez Szafran (2009-02-05 16:28:49)
Offline
James Wintaker
-Tak jest!
Powiedział cicho, przytakując. Następnie czeka rozglądając się uważnie, aż kompanii do nas dołączą.
-Lepiej się pośpieszmy...jeżeli mają radiostacje w budynku, niewykluczone, że wezwą posiłki
Mówi reszcie, po czym skupia się na miejscach, z których mogą zostać łatwo ostrzelani i z których mogą wyjść niemcy.
*hmmm...mieli niezłe stanowisko...czemu się wycofali?*
Offline
Vincent MacMilan
Uspokój się, człowieku, Nic mi nie będzie Wstał opierając się na ręce towarzysza. -Dlaczego akurat ręka...? Sukinkot... Nagle, po utracie krwi zaczęło mu się kręcić w głowie, i szedł jak pijany żołnierz po służbie, kiwając się to na lewo, to na prawo, to upadając na ziemie. Idę, idę, czekaj sekunde kapitanku Powiedział z ironią do Jaq'a.
Ostatnio edytowany przez BlizzardPL (2009-01-29 16:53:25)
Offline
UltraInstynkt
Jerzy Niemiec
-Jezu! Nic nie nie jest, Vin?
Po tym jak Niemcy się schowali szybko wracam do reszty grupy. Patrzę się ze strachem w oczach na ranę Vincenta.
-Przepraszam, kapitanie, za to że nie mogłem się opanować... Mogłem narazić nas na duże straty - odparłem, próbując złapać oddech.
-Cholera, teraz znają naszą pozycję. To się może dla nas źle skończyć... I znowu zacząłem panikować w myślach. Co się stanie? Co, jeśli zostaniemy otoczeni?
Co by tu zrobić...
Możemy uciec, ale też możemy wykorzystać fakt, że Niemcy muszą na pewno cofnąć się po amunicję... Nie wiemy niestety ilu ich jest, napewno dużo... I co kapitan o tym sądzi?
Offline
Szafran edytował posta, przeczytać.
Christofer jakby automatycznie złapał rękę Vincent'a i uciskał ranę z całych sił. Jacques bezsensownie wystrzeliwywał amunicję w zamknięte okiennice, z których jeszcze przed chwilą strzelali Niemcy, jednak teraz jedynie trafił amunicję strzelając na ślepo. Jerzy w tym czasie wrócił już do reszty, zaś Vincent jakby nigdy nic wstał odpychając Christofera i powoli ruszył chwiejnym krokiem w stronę pozostałych, nawet nie bacząc na to, że odsłonił się w 100% i zestrzelenie go nie byłoby większym problemem. Mimo wszystko dopisywało mu szczęście dzisiejszego dnia, więc i Jacques, Jerzy i James już byli w pogotowiu, a z gospodarstwa nie padły żadne strzały. Christofer szybko ruszył za kompanem i po chwili obaj znaleźli się bezpieczni w cieniu drzew. Jacques kazał rozglądać się wokoło, sprawdzić czy nikt nie idzie. Ręka Vincent'a krwawi poważnie, kula utknęła trochę ponad nadgarstkiem lewej ręki. Wokoło póki co pusto i cicho.
Offline
Christofer McTavish
-A więc panowie co robimy? Atak frontalny się nie powiódł, ale chociaż znamy położenie dwóch stanowisk CKM. Może w takim razie głos zabierze nasz dowódca?!
Był naprawdę zły. Nie dość, że stracili jednego towarzysza to co niektórzy o mało nie zginęli . On sam był mocno przestraszony i gotowało się w nim ze wściekłości. Musiał na czymś wyładować swój gniew. Wypadło na Jacques'a.
W jednej chwili rzucił się na dowódce i zaczął okładać go pięściami głośno krzycząc.
-Ty! Genialny plan! Chodźmy od razu do szwabów najlepiej z alkoholem!
Offline
UltraInstynkt
Jerzy Niemiec
Uspokój się, Chris! rozdzieliłem ich. Nie mamy na to czasu... Co z tobą kapitanie!? Chyba nie chcesz abyśmy tutaj zostali i stali się nieruchomymi celami Niemców! krzyknąłem. Jestem zdenerwowany... od dłuższej chwili stoimy w miejscu... Jesteśmy łatwymi celami dla jakiegoś niemieckiego snajpera. Rozumiem, że kapitan jest wstrząśnięty śmiercią towarzysza, ale... ale... Co to? Zauważyłem coś! To był chyba żołnierz! Ale nie jestem pewien... A może mi się przewidziało? Kapitanie! Nie jestem pewien, ale chyba kogoś widziałem, o tam! Lepiej stąd chodźmy...
Ostatnio edytowany przez Blah (2009-02-08 15:26:17)
Offline
Jacques
Uciskam rękę towarzysza, i wyjmuję delikatnie szczypcami kulę, następnie dezynfekując ranę spirytusem owijam rękę bandażem.
-nic ci nie będzie...
-Niech dwóch ludzi zrobi teraz szturm, nie mogą byc to snajperzy ani ja! Ewentualnie jeden snajper...
Wydałem rozkazy, poczym rozglądałem się obserwując gospodarstwo.
Offline
Vincent MacMilan
-Uaaa... cholera syczał przez zęby leżąc osłonięty -e, kapitanku, podaj mi broń Zaczął wstawać czekając na reakcje towarzysza. Nadal wstawał jakoś tak niezgrabnie, opierając się na jednej ręce, a kiedy w końcu dotarł do pozycji stojącej znowu upadł na ziemie. Tym razem zaczął się turlać i "doprowadzać do klęczenia".
Offline
James Wintaker
-Tak jest! odpowiedział cicho kapitanowi po czym zaczął z przygarbioną sylwetką poruszać się w stronę domu. Szybko przygotował broń po czym biegł z przerwami na obserwację. W pogotowiu miał też granat, w razie ostrzejszego szturmu. Gdy dobiega do miejsca w którym może na spokojnie zanalizować sytuację, czeka na drugiego kompana który pomoże mu w ataku na nieprzyjaciół.
Offline
UltraInstynkt
Jerzy Niemiec
To ja pójdę z Jamesem! W razie czego mam ładunki wybuchowe... Powiedziałem, poczym ruszyłem za towarzyszem, czekając na obrót akcji. W trakcie ruchu przeładowuję swój karabin. To teraz mi się bardzo przydasz... powiedziałem do siebie. Lada chwila może się wszystko rozstrzygnąć... jak wcześniej.
Ej, James! Idę z tobą. Co dwie głowy to nie jedna. uśmiechnąłem się. Jednak na me usta wróciła powaga. Dobiegam do domku. To teraz ostrożnie... widzisz coś?
Offline
Decyzja zapadła bardzo szybko - James wraz z Jerzym ruszyli w stronę domu. Bezproblemowo przedostali się przez płot, po czym padli pod ścianą, wyciszając się i nasłuchiwając przez chwilę, czy nikt nie nadchodzi. Ku ich uciesze usłyszeli jakąś rozmowę z wnętrza domu - oba głosy pochodziły od mężczyzn, w czym jeden był dość słaby, mówił fragmentami zdań, jakby każde słowo było ciężkie do wypowiedzenia. Obaj nie zrozumieliście nic, a nic z tego co mówią.
-Ja niewiele zdziałam w pomieszczeniu z moim Brenem - szepnął Jerzy - jest zbyt ciężki żeby walczyć nim w pomieszczeniu. Będę musiał go tutaj zostawić i wziąść pistolet, chyba, że masz lepszy plan.
W tym czasie Jacques zajmował się rannym towarzyszem, a reszta przyglądała się bacznie temu wszystkiemu.
Offline
James Wintaker
-Taak...to dobry pomysł, ta broń nie nadaje się na krótki dystans Wyszeptał cicho do towarzysza -Jeden chyba nie jest niemcem...ciężko przychodzi mu mówienie w tym języku, więc to może być jeniec. Strzelajmy, ale rozsądnie Ponownie przedstawił swoje zdanie przyjacielowi, po czym zbliżył się do wejścia na jak najkrótszą odległość. Jeżeli drzwi są zamknięte przysłuchuje się najdokładniej, po czym dał znak kompanowi by mógł się zbliżyć.
Offline